krzysztofstudio
Dołączył: 01 Sty 1970 Posty: 31
|
Temat postu: |
|
|
Przedruk z periodyku oświatowego *Edukacja i Dialog*. (z 2005 r).
*To, co pragnę powiedzieć o tak złożonym problemie, jak edukacja seksualna, wynika z przeszło dziesięcioletniej pracy w poradnictwie psychoseksuologicznym dla młodzieży, kursów dla nauczycieli, zajęć ze studentami kierunków pedagogicznych i promowania wielu prac magisterskich na temat wychowania seksualnego.
Jarosław Jagieła
MODELE EDUKACJI SEKSUALNEJ.
Myślę, że ciągle niezmienne, a jednocześnie fundamentalne pozostaje pytanie: kto ma się zająć edukacją seksualną dzieci i młodzieży? Kto tym samym ma wziąć za nią odpowiedzialność? W oczywisty sposób wyłaniają się tu dwie najważniejsze instytucje: rodzina i szkoła. Pomijam udział innych osób i organizacji, jak kościoły różnych wyznań, stowarzyszenia, specjaliści, służba zdrowia itp., a to dlatego, że ich rola w szeroko rozumianym wychowaniu seksualnym będzie zawsze mniejsza, choć oczywiście nie neguję ich znaczenia w tej dziedzinie. Jeżeli więc prymat przyznamy szkole i rodzinie, to warto na wstępie przypomnieć również dwa pojęcia ważne dla edukacji seksualnej.
Pierwsze z nich: uświadomienie seksualne oznacza przekazanie pewnego zakresu wiedzy (przyrodniczej, psychologicznej, etycznej, kulturowej i innej) dotyczącej problematyki płci. Drugie: wychowanie seksualne ma szerszy zakres znaczeniowy, gdyż obejmuje zarówno to, co rozumiemy przez uświadomienie seksualne, jak i kształtowanie sfery postaw, emocji i wartości wiążących się z płcią. Między jednym a drugim pojęciem nie ma sprzeczności, nie są to terminy przeciwstawne ani tym bardziej wykluczające się; ich zakres jest tylko różny.
Jeżeli więc w pierwszym przypadku będzie nam chodziło przykładowo o nauczenie dziewczyny prawidłowości jej cyklu miesiączkowego (nawiasem mówiąc, badania jednej z moich studentek wykazały, że taką wiedzę wykazuje tylko bardzo znikoma liczba dziewcząt - uczennic liceum medycznego!), to w wychowaniu seksualnym uwzględnić musimy również postawy, uczucia i wartości wiążące się z faktem bycia kobietą. Rolę rodziny i szkoły w uświadamianiu i wychowaniu seksualnym ukazują cztery modele.
Model A zakłada zdecydowaną dominację szkoły nad rodziną, zarówno w uświadomieniu, jak i wychowaniu seksualnym; odpowiedzialność przejmuje więc szkoła, marginalizując udział rodziny.
Model B zmienia ten prymat, nadając rodzinie dominujące znaczenie w uświadomieniu i wychowaniu seksualnym.
Model C większą rolę w uświadomieniu seksualnym przypisuje rodzinie, a w wychowaniu seksualnym szkole.
Model D zakłada większą rolę szkoły w uświadomieniu seksualnym, a rodziny w wychowaniu seksualnym.
Każdy z powyższych modeli (może z wyjątkiem "C") ma jakąś rację bytu w tym znaczeniu, iż jest rzeczywisty i może mieć swoje praktyczne odniesienia.
Model A jest dla mnie nie do przyjęcia. Zakłada jakieś upiorne, instytucjonalne wdzieranie się w jedną z najintymniejszych i najdelikatniejszych sfer ludzkiego życia. Jest to model ze wszech miar totalitarny. Według niego to instytucja wie lepiej, co człowiekowi jest potrzebne do życia i realizuje to z premedytacją. To szkoła z dziewiętnastowieczną pasją społecznika "niesie w lud kaganek seksualnej oświaty". Lud zaś jest ciemny, gnuśny i nie rozumie dobrych chęci instytucji.
Moje obserwacje wykazują, że zdecydowana większość szkół publicznych nie jest przygotowana do realizacji tak specyficznej problematyki, wymagającej przecież odejścia od podającego toku nauczania, wytworzenia klimatu odpowiedzialności za słowo i zdarzenia, które są powiązane z tą tematyką, wytworzenia atmosfery otwartości oraz zaufania, ale i powagi wobec takich wielkich spraw, jak miłość i przekazywanie życia.
Sami zaÅ› nauczyciele (poza nielicznymi wyjÄ…tkami owÅ‚adniÄ™tymi prawdziwÄ… pasjÄ…) broniÄ… siÄ™ - twierdzÄ™, że w sposób uzasadniony i naturalny - przed narzucanÄ… im na siÅ‚Ä™, bez ich zgody i merytorycznego przygotowania, rolÄ… seksualnego edukatora. Jako osoba goszczÄ…ca w szkole na tego rodzaju zajÄ™ciach napotykam ogromne trudnoÅ›ci w przeÅ‚amywaniu schematów i stereotypów myÅ›lenia; już nie tylko nauczycieli i dyrekcji szkoÅ‚y, ale także samych uczniów. Na poczÄ…tku postrzegajÄ… mnie oni jako jeszcze jednego profesora, tylko że "od takich tematów". Dla nauczycieli natomiast najważniejsze jest to, aby "taki temat" pojawiÅ‚ siÄ™ w dzienniku, a sama prelekcja trwaÅ‚a niezbyt dÅ‚ugo (najlepiej jednÄ… godzinÄ™ lekcyjnÄ…) i to dla wszystkich klas jednoczeÅ›nie, najlepiej na sali gimnastycznej (bo dużo miejsca). Czasem podsuwajÄ… mi również pomysÅ‚y, co mam mówić, a wiÄ™c np. że ich (tj. mÅ‚odzieży) głównym zadaniem jest teraz uczyć siÄ™, uczyć siÄ™ i jeszcze raz…, a na "te sprawy" przyjdzie czas. OczywiÅ›cie, sam na takÄ… formÄ™ i charakter spotkaÅ„ nigdy siÄ™ nie godzÄ™, co wywoÅ‚uje niekiedy dużą konsternacjÄ™. Trzeba mieć jednak Å›wiadomość, że jeżeli mówi siÄ™ o edukacji seksualnej w naszym kraju, to taki wÅ‚aÅ›nie model ma siÄ™ głównie na myÅ›li.
Model B zasługuje na największą akceptację, choć przyznać jednocześnie trzeba, że w obecnej chwili tak - jak ją postrzegam - jest dość mało realistyczny; rodziny z trudem wypełniają swe najbardziej podstawowe funkcje (ekonomiczną, opiekuńczą. emocjonalną itp.), stąd chętnie zadanie wychowania seksualnego powierzają innym, czasem bez zupełnego rozeznania, kto to ma być i co z tego ma wynikać.
Zauważam, że rodzice w niskim stopniu uświadamiają sobie własną odpowiedzialność w tym zakresie. Reagują emocjonalnie, gdy na wywiadówkach staram się ich przekonać, że to do nich należy przygotowanie własnego dziecka do dorosłości, także w tej sferze życia. A jeżeli cedują te zadania na inne osoby (nauczycieli, lekarzy, duchownych, dziennikarzy), to niechże chociaż zainteresują się, jak oni to robią. Jest dla mnie znamienne, iż przez cały okres mojej pracy nikt z rodziców (podkreślam - nikt!) nie zainteresował się moimi zajęciami. Można więc powiedzieć tak: jest to model optymalny, kiedy jednak znajdzie urzeczywistnienie - trudno przewidzieć. I jeżeli wcześniejszy schemat miał wyraźnie charakter totalitarny, to ten, ku memu szczeremu zatroskaniu, jest mało realistyczny.
Modelu C, jako patologicznego nie będziemy omawiać. Mam jednak pełną świadomość, iż wrócić mogą pomysły na większą - niż samej rodziny - rolę szkoły w wychowaniu. A swoją praktyczną realizację mogą znaleźć w formie całodobowego pobytu dziecka w szkole.
Model D, ostatni, zasługuje, moim zdaniem, na uwagę. Zakłada on, że szkoła jako placówka oświaty i wychowania bierze na siebie odpowiedzialność za przekazywanie wiedzy z zakresu szeroko rozumianej seksuologii, nie uzurpując sobie jednak prawa do pełnego i wszechstronnego wychowania seksualnego. Pozostawiając te kompetencje w sposób zasadniczy oraz jednoznaczny rodzinie, wspierając ją w tych zadaniach i zachęcając do ich podejmowania. Model ten zakłada jednak istnienie wyspecjalizowanej kadry w tej dziedzinie. Takie obowiązki może pełnić pedagog szkolny lub któryś z nauczycieli, np. biologii czy języka polskiego.
Można wyobrazić sobie również zdobywanie stopni specjalizacji w zakresie edukacji seksuologicznej, za którymi w sposób oczywisty powinny również pójść znaczące gratyfikacje finansowe. Model ten zakłada także stworzenie systemu nie sprzecznych - jeżeli chodzi o system wartości - oddziaływań między domem a szkolą. Rodzice winni mieć realny wpływ na to, co ich dzieciom mówi się w szkole na temat seksu, a w przypadkach wątpliwych, to ich opinia (a nie władz oświatowych) powinna być rozstrzygająca. Ostatnie z prezentowanych tu rozwiązań zasługuje moim zdaniem na miano realistycznego.
Wyodrębnione tu cztery modele edukacji seksualnej, ukazujące relacje między szkolą a rodziną w dziedzinie przygotowania młodzieży do dorosłości w sferze płci, zapewne nie wyczerpują całości spraw. Mam jednak nadzieję, że jako modelowe, a więc siłą rzeczy w dużym stopniu uproszczone, nie przeszkodzą w refleksji nad nie budzącą przecież wątpliwości koniecznością edukacji seksualnej.
Jarosław Jagieła
Instytut Pedagogiki Społecznej WSP w Częstochowie.
. |
|